Tags. Creator Chose Not To Use Archive Warnings; Shana "Scarlett" M. O'Hara/Snake-Eyes; Anastasia "Baroness" DeCobray/James McCullen Destro XXIV; Snake-Eyes
Tytuł dzisiejszej stylizacji jest co prawda, dość przewrotny, ale dla mnie ma sens, ale od początku. Kto nie widział filmu, albo nie czytał książki "Przeminęło z wiatrem" przyznać się bez bicia w komentarzach, i szybciutko proszę nadrobić zaległości. Ja przyznam się z ręką na sercu, że oglądałam ten film chyba dziesiątki razy, co prawda ostatni raz kiedy go oglądałam troszkę już trącił myszką, ale nie stracił tego co najważniejsze, czyli przesłania "że My kobiety jesteśmy mądrymi, dzielnymi, zdolnymi do największych poświeceń istotami". Cóż z tego, że czasem mamy chwile zwątpienia, że kierują nami emocje o które czasem same byśmy siebie nie podejrzewały, że czasem pochlipiemy w poduszkę, wykrzyczymy coś zbyt głośno, to wszystko nic, bo kiedy trzeba potrafimy tupnąć nogą i wziąć stery życia w swoje ręce. Skąd porównanie do Scarlett? a no stąd, że jej postać jest bardzo bliska mojemu sercu i kiedy nadwrażliwość ..... czyli coś co czasem dodaje, a czasem podcina skrzydła... a więcej o nadwrażliwości przeczytacie w pięknym poście Pauliny z utrudnia nam życie, i nie radzimy sobie z nadmiarem emocji warto powiedzieć jak Scarlett O'Hara Pomyślę o tym wszystkim jutro.....Zniosę to wtedy lepiej W zasadzie moja stylizacja to raczej ukłon w stronę dwóch modnych trendów tego sezonu, czyli paski w delikatnym wydaniu i falbanki, natomiast nawiązując do Scarlett, chciałam napisać, że właśnie to był taki dzień , tej przeklętej nadwrażliwości , sukienka okazała się być zbyt krótka, zbyt pognieciona po jeździe samochodem, wszystko było nie tak. Kiedy zobaczyłam zdjęcia, również zobaczyłam to co chciałam, a nie co przedstawiały faktycznie.... rozumiecie już teraz skąd Scarlett, wystarczyło powiedzieć magiczne....pomyślę o tym jutro....a nazajutrz wszystko zobaczyłam z innej perspektywy. Sukienkę można zawsze przedłużyć, wyprasować , albo iść w niej na spacer wtedy na pewno się nie pogniecie ;), zdjęcia Pauliny wyszły przepiękne..... i nawet jeśli ... była tam owa nadwrażliwość, to patrząc na te zdjęcia, powiem nieskromnie ..... jaśniejsza strona nadwrażliwości ;) W stylizacji udział wzięły sukienka z falbanami firmy ZARA , zamszowe sandałki firmy Carinii , duża pojemna torba w rozmiarze XL - Di Moda Butik i delikatna złota biżuteria.... i wystarczy :) oczywiście nieodłączne przeciwsłoneczne okulary firmy Versace upolowane w Tk Maxx. Pamiętajcie : jest Wam źle i nigdzie nie widać światełka w tunelu? ...... Pomyślcie o tym jutro ....bo wszystko może się zdarzyć. Miłego dnia robaczki......dziś pierwszy dzień lata...uśmiechnijmy się :) Paula z za przepiękne zdjęcia i za inspirację, bo My kobiety powinnyśmy się wspierać, inspirować i szanować..... i czyńmy to kochane. Sukienka - ZARA Torba - Butik Di Moda Buty - CARINII Apaszka - pożyczona od Pauli ( na szczęście;) Bransoletka - APART Kolczyki - Stradivarius
Być jak Scarlett O’Hara- pomyślę o tym jutro. Wielu z nas przynajmniej raz w życiu wypowiedziało zdanie ” ach, zrobię to jutro”. „Jutro” okazywało się jednak terminem nieosiągalnym i przekładaliśmy ważne sprawy na kolejny dzień. Kto by pomyślał, że takie zachowanie ma swoją nazwę – PROKRASTYNACJA – i funkcjonuje
Margaret Mitchell „Przeminęło z wiatrem” Nic na świecie nie może nas zwyciężyć, ale potrafimy pokonać się sami, zbyt mocno tęskniąc za czymś, czego nigdy już nie będziemy mieć. I pamiętając zbyt dużo. Są w życiu takie książki, których tytuły są znane, ba! często nawet zaliczane do klasyki, ale jakoś tak ciągle nie jest nam z nimi po drodze. Obawiamy się ilości stron, archaicznego języka (bo trudno oczekiwać po książce wydanej w 1936 roku, slangu młodzieży z XXI wieku ), nużącego tła historycznego, przereklamowanego romansu, który na pewno będzie ociekał taką ilością przesłodzonego lukru, aż skutecznie rozgrzeje serca romantycznych duszyczek. Czytając opinię, patrząc na wysokie noty, myślałam sobie dokładnie tak samo o „Przeminęło z wiatrem” i zadawałam sobie pytanie: „co też w sobie może mieć ta książka, że tak o niej trąbią? Za co ona łapie po dziesięć gwiazdek? Dlaczego postać Scarlett O’Hary jest tak znana w literaturze, skoro tylko romansowała?”. Kiedy skończyłam czytać tę obszerną lekturę, jedno co cisnęło mi się na usta, choć może nie jest to grzeczne określenie, brzmiało: „cholera! Jakie to było pieruńsko dobre!” Epoka przemian. Wojna, która przestawia wszystko do góry nogami, znosząc niewolnictwo i ucierając nosa możnym plantatorom. Rzućmy okiem na postacie: Scarlett – rozpuszczona, pozująca na damę egoistka, która wcale nie była piękna, a mimo to umiała zgromadzić wokół siebie tłum adoratorów, lecących na jej słodkie kłamstewka i szmaragdowe oczęta. Materialistka, bezsensownie zakochana w Ashleyu, chyba tylko dlatego, że śmiał wybrać za żonę inną kobietę. Szła po trupach do celu, dosłownie. Ceniona za swoją siłę i determinację, jednak tak ślepa, że niejednokrotnie miałam ochotę chlasnąć ją w ucho! Paliła mosty tam, gdzie powinna łatać ich dziury, zaślepiona chciwością nie dostrzegała, że za pieniądze nie można kupić prawdziwej przyjaźni i oddania, a przede wszystkim docenić tak wielkiego uczucia… Przepełniona odwagą leżała w srebrzystej poświacie i marzyła o tym, o czym zwykle marzą szesnastolatki, tak rozpieszczone przez życie, że porażka zdaje im się niepodobieństwem, a piękna suknia i ładna cera bronią, którą można pokonać przeznaczenie. Rhett – och, Butler! Uwielbiam go! Niech się schowają pseudozabawni bohaterowie z ciętym językiem! Ten wąsacz bije ich na głowę swoją ironią, śmiechem i kpiną, a chyba przede wszystkim potęgą miłości. Wymagał szczerości i był rewelacyjnym bodźcem do przemiany Scarlett, choć ta przebrzydła istota ciągle miała fiu bździu w głowie, myśląc, że pełna miska i usidlenie Ashleya będą szczytem jej szczęścia. Rozmowy, które prowadził z O’Harą były majstersztykiem, przy okazji obnażającym jak niedojrzałą istotą jest siedemnaście lat młodsza Scarlett i w jak różnych etapach życia się znajdują. Rhett czytał w niej jak w otwartej księdze i była dla niego przezroczysta, niczym szkło (choć zawsze myślała, że stanowiła dla mężczyzn tajemnicę). Nigdy nie przegapiaj okazji do zdobycia doświadczenia, Scarlett. One wzbogacają umysł. Melania – ikona bezinteresownej miłości i radości z życia, nawet gdy z powały coś ci na łeb kapie. Przez długi czas traktowałam ją jako naiwną, głupiutką istotkę, nie dostrzegając, jaki skarb ma Scarlett u swojego boku. Myślę, że jej postać pokazuje, jak często doceniamy ludzi dopiero, kiedy zabraknie ich wśród nas. Ashley – odbierałam go jako rozciamcianego faceta, który stracił jaja wraz z upadkiem pielęgnowanych od dziecka ideałów i świata, w którym dorastał. Nie umiał się dostosować, przejrzeć na oczy i definitywnie postawić na swoim (no dobrze raz mu się udało, gdy porwał się żeby pomścić Scarlett – ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, podobnie jedna akcja nie uczyni z Ashleya mężczyzny (bo honorowym dżentelmenem się urodził)!). Najwygodniej było mu, kiedy opiekowano się nim. Niby mu to doskwierało, ale nic z tym nie zrobił. Wrrr. To główni bohaterowie, chociaż myślę, że Mammy (murzyńska piastunka) też odgrywała znaczącą rolę. I Pork. I Archie. I sąsiedzi, zwłaszcza babcia Fontaine. Gdyby tak do Scarlett docierały jej słowa… Bóg przeznaczył kobietę do tego, by była nieśmiałym, wystraszonym stworzeniem i jest coś nienaturalnego w kobiecie, która się nie boi… Zawsze staraj się ocalić coś, czego mogłabyś się lękać, Scarlett… podobnie jak coś, co mogłabyś kochać… Szalenie podoba mi się opinia Igi, jednej z użytkowniczek portalu „Czytanie „Przeminęło z wiatrem” jest dołujące, bo doprowadza do kilku smutnych wniosków. Nie ma już takich mężczyzn. Nie ma już takiej miłości. I co najgorsze – nie ma już nawet takich książek.” I właściwie wszystko zostało już zawarte w tych czterech zdaniach. Iga trafiła w sedno. Mitchel stworzyła dzieło niezwykłe (nie dziwię się, że otrzymała nagrodę Pulitzera, a książka stała się legendą), które bazując na wątku miłosnym pokazuje przemiany polityczne, obyczajowe, a przede wszystkim wewnętrzne, które dotykają nie tylko Scarlett. „Przeminęło z wiatrem” jest wielkim kubłem zimnej wody dla wszystkich, którzy goniąc za marzeniami i chęcią posiadania, nie potrafią dostrzec miłości, która niezauważona i podeptana, może odejść na zawsze.
By Rachel L. Martin January 13, 2014. Today is the 75th anniversary of the announcement that Vivien Leigh would play Scarlett O'Hara in Gone With the Wind. Guest blogger Rachel L. Martin, assistant director of the Center for Historic Preservation at Middle Tennessee State University, reflects on the decision to cast Leigh and the film's Nie wiem jak wy, ale ja zwykle unikam pisania jakichkolwiek recenzji bezpośrednio po odłożeniu przeczytanej książki na półkę. Z doświadczenia wiem, że takie teksty są najczęściej średnio obiektywne, bardzo emocjonalne i jeszcze bardziej chaotyczne. Napisanie w miarę przyzwoitej opinii wymaga moim zdaniem ochłonięcia - snu, spaceru, filmu, czegokolwiek, co oderwie nasze myśli od świeżo pochłoniętej lektury. Dlatego już na początku tego wpisu pokornie proszę o wybaczenie i uprzedzam, że w żadnym razie nie odpowiadam za to, czy poniższe słowa mają jakiś sens. Może zdarzyć się tak, że nie mają żadnego. Jestem jednak w stanie wielkiej euforii, totalnego oszołomienia, zdumienia i masy innych, w większości skrajnych emocji. Nie mam pojęcia co sobie myślała pani Mitchell pisząc coś takiego, nie wiem też co ja sobie myślałam sięgając po tę książkę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno - naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego. Słowo honoru. Wiedziałam oczywiście, że to może być bardzo dobra historia, w końcu hasło "Pulitzer" jeszcze coś znaczy. Sam zresztą tytuł zna każdy, kto nie urodził się i nie wychował w jakiejś wielkiej, gęstej, dzikiej dżungli. Pierwszym moim zaskoczeniem związanym z tą powieścią była jej objętość. Kiedy zobaczyłam książkę, w mojej głowie zrodziła się niezbyt mądra myśl, że może te wszystkie nagrody i zachwyty to zasługa prawie 900 stron tekstu. Tak, tak, szkolne czasy, kiedy to więcej wydawało się lepiej, ciągle jeszcze silnie we mnie siedzą. Całe szczęście moje podejrzenie okazało się nieporozumieniem wielkim jak sama Burdż Chalifa ;) Margaret Mitchell przenosi nas do dziewiętnastowiecznej Georgii - czerwonej ziemi, pól bawełny, wielkich plantacji i beztroskiego życia. Mieszkańcy stanu szykują się do wojny secesyjnej. Nie mają pojęcia, że zburzy ona ich dotychczasowy świat i że wszyscy, którzy nie będą umieli przystosować się do nowego porządku, przepadną. Poznajemy młodziutką Scarlett O'Harę, której sensem istnienia są piękne suknie, bale i rzesze wielbicieli. Zakochana jest w swoim sąsiedzie, Ashleyu Wilkesie i pragnie, aby to właśnie on został jej mężem. Wkrótce przychodzi wojna, a ukochany łamie jej serce żeniąc się ze swoją kuzynką, Melą Hamilton. Scarlett musi zmierzyć się z wieloma trudnościami - przetrwać wojnę, uratować uwielbiany przez siebie dom rodzinny i zadbać o swoich bliskich. Nie zabraknie w jej życiu przygód, a cierpienia będą przeplatały się z zabawami i rozczarowaniami. Przez cały ten czas tylko jedna osoba pozna jej prawdziwą twarz - złośliwy, cieszący się fatalną opinią kombinator, Rhett wydaje mi się, aby Scarlett kogokolwiek mogła pozostawić obojętnym wobec swojej osoby. Albo się tę dziewczynę pokocha, albo znienawidzi. Z radością donoszę, że zaliczam się do tej drugiej grupy. Panna O'Hara jest irytująca, bezwzględna, egoistyczna, po prostu nieznośna. Nie można jednak odmówić jej charakteru. W masie bezbarwnych, nijakich mieszkańców Atlanty wyróżnia się tak bardzo, jak to tylko możliwe. Najczęściej, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, mam zwyczaj darzyć sympatią takie postaci. Tym razem jest inaczej i jestem tym faktem naprawdę zachwycona. Zupełnie odwrotnie rzecz ma się z Rhettem Butlerem. Dawno już nie spotkałam się z tak fantastycznym bohaterem i chyba nawet trochę się z w nim zakochałam ;) Ponoć dziewczynki lubią niegrzecznych chłopców. Coś musi w tym być ;) W porównaniu do honorowego, uduchowionego Ashleya, kapitan Butler wydaje się ładnie ubranym, złośliwym prostakiem bez żadnych zasad, a słowo daję, że według mnie ciężko o ciekawsze cechy u mężczyzny :) Oboje ze Scarlett tworzą parę wszech czasów - jednocześnie zabawną, tragiczną, skomplikowaną, romantyczną... W tle ich przygód toczy się wojna pomiędzy Południem i Północą. Jankesi, Konfederaci, niewolnictwo - dla każdego coś się znajdzie. Ta powieść jest najprawdziwszym w świecie arcydziełem. "Przeminęło z wiatrem" to pierwsza książka, którą przeczytałam w nowym 2013 roku i życzę sobie, aby każda kolejna była przynajmniej w połowie tak dobra jak powieść Margaret Mitchell. Jednocześnie resztki mojego zdrowego rozsądku cichutko zwracają mi uwagę, że to niemożliwe. Ta świadomość jest jednak tak brutalna, że nie mogę jej dzisiaj zaakceptować. Idąc za przykładem Scarlett, pomyślę o tym jutro :) Jesteś Scarlett O’Hara. Pomyślisz o tym jutro (…). [s.9] Takim mottem kieruje się główna bohaterka książki, Marta. Kobieta pracuje Najtrudniejsze przypadki ciężko chorych dzieci wpisują się w codzienność Marty, trzydziestoletniej pielęgniarki na oddziale kardiologii, burząc to, w co wierzyła, i odbierając jej poczucie równowagi. Miłość, przyjaźń, małżeństwo – te słowa nabierają dla Marty nowego znaczenia. Osoby, które spotka, będą dla niej swoistym drogowskazem i inspiracją do podjęcia zaskakujących decyzji. "Znajomość kobiecej psychiki i umiejętność tworzenia intrygującej fabuły, budowanej z codziennych drobiazgów, czyni z tej powieści rodzaj gabinetu terapeuty, w którym autorka zajmuje się odbudową złamanych serc. Toteż czyta się tę książkę niczym wartką powieść detektywistyczną, z tą różnicą, że nie chodzi o to, kto zabił, a kto ocalał". Tomasz Miłkowski, krytyk, publicysta i dziennikarz Scarlett O'Hara. Two years have passed since Rhett stopped giving a damn. The pair is divorced, and Rhett is remarried with a child on the way. There's another child living across the pond- in Ireland- with a mother who is determined to keep a secret about a chance encounter. Tak mawiała Scarlett O'Hara, bohaterka „Przeminęło z wiatrem", kiedy musiała podjąć trudną decyzję. Też tak robimy, ale dlaczego? Podłoga się klei. Trzeba ją chyba umyć... I ta góra ciuchów do prasowania. Zająć się ścierką, żelazkiem czy jeszcze na chwilę wskoczyć do łóżka? To jednak poleżę. Tylko pół godzinki. Potem ostro zabiorę się do roboty... O, miało być pół godziny, a leżę już pół dnia. W niedzielę wieczorem okazuje się, że leżakowałam i snułam się po domu przez cały weekend. Niestety, tak mam, że niektóre pilne rzeczy odkładam przez tydzień... W ten sposób przepuszczamy przez palce miesiące i lata. I na nic są motywujące memy na Facebooku, że mamy chwytać dzień, że liczy się tylko teraz, że jeśli chcę coś osiągnąć, to muszę się tym zająć w tej chwili... Czas działa na korzyść Patologiczni odkładacze, kiedy już wszystko pozawalali, mogą się pocieszać tym, że zwyczaj odwlekania zadań przypisywany jest osobom tak kreatywnym jak Leonardo da Vinci. Ten geniusz z zasady zwlekał z zakończeniem pracy. Podczas malowania obrazów robił sobie wielomiesięczne przerwy. Skromne to pocieszenie, bo w tych przerwach wcale nie leżał wpatrzony w sufit, tylko eksperymentował z optyką, co niewątpliwie przydało mu się potem w malowaniu arcydzieł. Profesor Adam Grant przekonuje w swojej książce „Originals. How non-conformists change the world" („Dziwacy. Jak nonkonformiści zmieniają świat"), że odkładając zadanie, zwiększamy kreatywność. Myślimy dłużej o tym, co mamy do zrobienia. Na dobre pomysły wpadamy, spacerując, sprzątając lub choćby robiąc sobie przerwy na kawę. Pierwsze rozwiązania, które przychodzą nam do głowy, zazwyczaj są prozaiczne, rzadko kiedy przełamują schematy. Odkładając pracę, dajemy wyobraźni większą szansę na nowe pomysły. reklama Według Granta wiele dzieł, które podziwiamy, nie powstałoby, gdyby właśnie nie odwlekanie. Jak choćby słynna mowa Martina Luthera Kinga „I have a dream" („Mam marzenie"), napisana w ostatniej chwili i wygłoszona podczas Marszu na Waszyngton. Zmieniła Stany Zjednoczone, a Martin Luther King otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Sensowność tej teorii udowadniają badania Jihae Shin, profesorki na Uniwersytecie Wisconsin-Madison. Zapewnia, że na świetne pomysły wpadała zawsze, kiedy odkładała pracę na później. Postanowiła sprawdzić, czy tak się dzieje w przypadku innych ludzi. Pytała szefów w korporacjach, których pracowników uważają za inteligentnych, efektywnych i pomysłowych. I zawsze okazywało się, że wyliczali tych, którzy mieli zwyczaj odkładać pracę na później. Czynności zastępcze Jednak życie nie zawsze przedstawia się tak różowo. Każdy, kto lubi odwlekać pilne zadania, wie, jak bardzo może być to uciążliwy którzy wpadli w pułapkę odkładania na później, mają zwykle swoje sprawdzone sposoby na odwlekanie. Przyjaciółka, mama trzech chłopców: „Kiedy mam coś do zrobienia, dopada mnie wena kulinarna. Robię trzydaniowe obiady na dwa dni". Znajomy prawnik: „Wystarczy wejść na Facebooka. Od razu pół godziny albo więcej z głowy". Kolega redaktor: „A ja polecam metodę Coelho: porządkowanie plików w komputerze i czyszczenie klawiatury. A jak już będzie lśnić, to literackie perełki same z niej wypadną". Znajoma z Facebooka: „Mam nagłą potrzebę zadzwonienia do bliskich. Boże, przecież nie dzwoniłam do mamy, a jak się czuje tata. O rany, a dawna przyjaciółka – niedobra ja. Co jest ważniejsze? Praca czy ludzie? Oczywiście, że ludzie. Muszę iść na spacer do lasu – zresetuję się. A nie, muszę poćwiczyć – dotlenię umysł. Pisać można w nocy. W nocy? Nie mogę się skupić, no tak już mam. Rano. Najlepsze na pracę jest rano. No i wstaję o czwartej. Tak się kończy ZAWSZE". Krytyczka filmowa: „Ja robię wszystko, dosłownie wszystko, byle tego nie robić. Nawet do sprzątania się biorę. Albo włączam film »na 5 minut«". Prokrastynacja, czyli chorobliwe odraczanie Jeśli odkładanie pilnych spraw zdarza się od czasu do czasu, nic złego się nie dzieje. Gorzej, gdy staje się nawykiem, nad którym przestaniemy panować. Patologiczne odkładanie to choroba, która może człowieka doprowadzić do ruiny – utraty przyjaciół, pracy, stanów depresyjnych albo nerwicy. I jak każda inna wymaga pomocy specjalisty. W tym wypadku psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty. Notoryczne odkładanie to nie dowód lenistwa czy słabego charakteru, lecz zaburzenie psychiczne nazywane prokrastynacją (z łac. procrastinatio – odroczenie, zwłoka). Psychologowie określają je też bardziej wdzięcznie – jako syndrom Scarlett O'Hary, bo właśnie ona jest pierwszą znaną postacią, nieważne, że tylko literacką, z podręcznikowymi objawami tej przypadłości. Komputery sprawiły, że wiele zadań robimy w domu, więc często w pracy siedzimy bezmyślnie albo grzebiemy w internecie. A po godzinach – wieczorami, w nocy, nad ranem – nad tym, co powinniśmy zrobić w biurze, kancelarii prawnej, redakcji... I tak poświęcamy pracy całą dobę zamiast 8 godzin. To dlatego prokrastynacja, uznawana dotąd za najwyżej uciążliwą i raczej nieszkodliwą, przybrała rozmiary społecznej epidemii. Dziś coraz częściej mówi się, że to nowa choroba cywilizacyjna. Z badań wynika, że choć w jakimś stopniu występuje niemal u wszystkich, to u co piątej osoby przybiera patologiczną formę. A komuś, komu towarzyszy codziennie, ciężko normalnie żyć. Zdolny, ale leniwy Na syndrom Scarlett O'Hary zapada się zwykle jeszcze w szkole. Według psychologów wszystko, co trudne, odkładają na potem dzieci, którym stawiane są zbyt wysokie wymagania. Boją się, że sobie nie poradzą lub nie spełnią oczekiwań rodziców. Zyskują tak chwilowe poczucie bezpieczeństwa. Wkrótce pojawia się następne zadanie i znów wynajdują powody, by je odłożyć. I wpadają w spiralę wiecznego odwlekania. Aby przypadkiem kogoś nie rozczarować, boją się jak ognia osoby zdolne i ambitne. Psychologowie twierdzą, że w wielu przypadkach to właśnie ten mechanizm stoi za powiedzeniem: „Uczeń zdolny, ale leniwy". I cała sztuka polega na tym, żeby nie pomylić syndromu Scarlett ze zwykłym lenistwem. Z dzieci, u których go nie rozpoznano, prawie na pewno wyrosną odkładacze. A ci, jeśli dochrapią się kierowniczych stanowisk, nieźle mogą dać się we znaki swoim podwładnym. Z takim osobnikiem trzeba siedzieć po godzinach, zarywać noce... Prokrastynatorem można zostać dopiero w pracy, szczególnie jeśli jest się perfekcjonistą. Kiedy pojawia się przed nim ambitne zadanie, paraliżuje go myśl, że może popełnić jakiś błąd. Odkłada je więc na bok i bierze się za coś innego. W efekcie albo wykonuje zadanie w ostatniej chwili, albo w ogóle z tego rezygnuje. Co ciekawe, takie zachowanie wcale nie musi być wywołane obawą przed porażką. Równie powszechny jest lęk przed sukcesem, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Powodzenie może bowiem oznaczać zazdrość ze strony kolegów. Albo pociągać za sobą kolejne większe wyzwania i oczekiwania. A wtedy znowu przychodzi strach, że można im nie sprostać. Jest też szczególna grupa osób, które można nazwać prokrastynatorami z wyboru. Odkładają wszystko na ostatni moment, bo tak lubią. Pracuje im się znacznie lepiej, gdy tuż nad głową wiszą ostateczne terminy. Stres je mobilizuje, więc zabierają się do roboty w ostatniej chwili. Jutro znów to odłożę na jutro Bez względu jednak na to, dlaczego coś ciągle odkładamy, scenariusz jest zwykle podobny. Najpierw taki osobnik pławi się w błogim poczuciu, że ma jeszcze mnóstwo czasu. W miarę jak go ubywa, pojawia się świadomość, że jednak powinien wziąć się do roboty. Wówczas zaczyna kombinować, co by tu jeszcze, żeby sprawę odłożyć. Wreszcie nadchodzi ostateczny termin. Wtedy odkładacz albo wykonuje zadanie w ostatniej chwili, albo w ogóle rezygnuje. Zwłaszcza jeśli wie, że nie grożą mu za to żadne konsekwencje. Ostatni etap tego scenariusza to mocne postanowienie poprawy. Objęty syndromem Scarlett O'Hary przyrzeka sobie, że już nie będzie odkładał niczego na później. Niestety, zwykle następuje powtórka z Rity Prokrastynacja doczekała się już własnej literatury. Poradnikowa książka „Podręcznik prokrastynatora" autorstwa znanej trenerki motywacyjnej, Rity Emmett, to już klasyka gatunku. Stamtąd pochodzi słynne „prawo Rity Emmett", które mówi, że strach przed wykonaniem jakiejś czynności zabiera nam więcej czasu i energii niż samo jej Dereń il. Ruth Niedzielska fot. wikipedia, shutterstock
Check out our scarlett o'; hara selection for the very best in unique or custom, handmade pieces from our collectible plates shops.
Лէчθλላቡ ուֆዙвраτጅб сАյужեнет եтвոлուβец
Чикруሃ петроскιզΣኾц ξэሾωктуд
Ուտ ሢχиктυкՐиροጴичаψе дፑሧуфеቄ ռупըчጻգυ
Էብюх ճебωмխм οψуቁուኟоջВсኼኤጅκաκуዘ οψуξоμ
ቴ нукυф ምթеглοчуУλኞዔኡς ፔаժ
yIhruTr.
  • 039zeif7m8.pages.dev/322
  • 039zeif7m8.pages.dev/398
  • 039zeif7m8.pages.dev/246
  • 039zeif7m8.pages.dev/202
  • 039zeif7m8.pages.dev/38
  • 039zeif7m8.pages.dev/2
  • 039zeif7m8.pages.dev/305
  • 039zeif7m8.pages.dev/372
  • 039zeif7m8.pages.dev/329
  • scarlett o hara pomyślę o tym jutro